Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/474

Ta strona została przepisana.

Ale nie — wiecznie człowiekowi czegoś się zachciewa — chciałem koniecznie wzbogacić się, spekulować na bankach — mająteczek mój przyczepiać do wozów tryumfalnych tych jasnych panów co to dziś są u góry — jutro na dole. Co mi to było po tem — i teraz oto jestem w najprzykrzejszym położeniu, jako pomocnik biurowy w banku, który djabli wzięli — wszystko pouciekało, a ja muszę odpowiadać na zapytania hordzie całej dłużników, akcjonarjuszów wściekłych ze złości, którzy miotają na mą siwą głowę tysiące przekleństw, i chcieliby mnie zrobić odpowiedzialnym za bankructwo Naboba i ucieczkę dyrektora. Jakbym ja również nie był pokrzywdzonym, a cóż to mała rzecz stracić za cztery lata pensją — a jakbym był dostał awans? — a siedem tysięcy franków oszczędności, które powierzyłem temu łotrowi Paganetti z Porto-Vecchio, czy to nie klęska straszna?
Ale to darmo — było mi przeznaczonem z wyższych wyroków, wypić kielich goryczy aż do dna. Czy to nie wstyd, że mnie wołali do sądu — i ciągnęli ze mnie protokół — i to ciebie spotkało Passajon! za trzydzieści lat wiernej służby — co nawet jestem dekorowany medalem... Oh! jak sobie przypomnę, że ja... ja... szedłem po tych schodach pałacu sprawiedliwości szerokich, olbrzymich, a bez poręczy — to mi się teraz jeszcze w głowie kręci — i nogi się uginają podemną. Tam to, w przeklętem tem miejscu, mogłem dopiero rozmyślać nad temi tak zwanemi combinasione — co to za niebezpieczna rzecz — jak przechodziłem przez te ponure ciemne sale adwokatów i sędziów aż do pokoju audjencji — a w kurytarzu przed kancelarją sędziego śledczego co się tam nie dzieje... Siedziałem ja tam godzinę przeszło na twardej ławce — co mi dawało przedsmak więzienia — i aż mnie ciarki prze-