Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/48

Ta strona została skorygowana.

to jednakże za piękna rzecz bogactwo! Jansoulet podpisał z taką lekkością szek na dwa kroć sto tysięcy franków, jak gdyby tu tylko o wydanie lujdora chodziło. Reszta gości, zyzując po przez filiżanki, przyglądała się z nietajoną wściekłością téj małéj scenie. W chwili zaś, kiedy Jenkins uśmiechnięty, lekko i z zadowoleniem krocząc, rozmaicie ugrupowanym współbiesiadnikom pożegnalny oddawał ukłon — pochwycił Monpavon gubernatora za ramię i wyszeptał: Teraz my!... Wkrótce téż rzucili się obaj ku Nabobowi i uprowadzili ku w rogu stojącéj otomanie, na któréj go między sobą z takim usadzili uśmieszkiem obłudy i chciwości zarazem, jak gdyby tém odrazu i bez słów życzenie swoje wyrazić chcieli: „pieniędzy nam daj — pieniędzy tyle, ile możesz, bo inaczéj nie uratujemy kasy terytorjalnéj,“ która już od lat kilku w ruchu się wstrzymała i po końce masztu w piasku ugrzęzła. A wspaniała to spekulacja ta kasa terytorjalna — jeżeli notabene panowie ci na serjo mówili o jéj ratowaniu — pełna złota i kosztowności z różnorodnych bogactw młodego kraju, o którym mówi każdy, którego atoli nikt nie zna. Tém nieporównaném przedsiębiorstwem osiągnął Paganetti de Portoveccio monopol rozprzedaży wszystkich płodów Korsyki; iskrzyk, miedź, łomy marmuru, korale, ostrygi, żelazne i siarczane wody, nieskończone lasy korkodębów. Rozległe to przedsiębiorstwo, ułatwione siecią koleji i często kursującemi parowcami, pochłonęło już ogromne kapitały; Paganetti kończył już przedwstępne przygotowania i miał całą z niego osiągnąć korzyść.
Podczas gdy Korsykanin wśród rozlicznych gestów włoskim swoim akcentem ogromne korzyści przedsiębiorstwa wychwalał, przytakiwał Monpavon dostojném i godności pełném kiwaniem głowy, wtrącając tu i owadzie — gdzie to za stosowne uważał — nazwisko księcia de Mora, które dla Naboba zawsze jeszcze niewysłowiony miało urok.