Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/481

Ta strona została przepisana.

Teraz mam — nic — a tamten Ludwik — tak się słyszę obłowił złota, przy śmierci swego pana... że ma dość na całe życie. A koszul to setkami nabrał — i jakiś paletot podbity lisami, wartości dwudziestu tysięcy franków — to rozumiem.
A na placu Vendom — niech Bóg broni co się dzieje. — Stara matka jak żandarm trzyma wszystko w rękach. Sprzedają Saint-Romans — sprzedają obrazy — połowę hotelu wynajęto, jednem słowem ruina.
Przyznam się że to mnie cieszy — że ten Jansoulet pokutuje teraz — bo on jest przyczyną naszych nieszczęść. Wszędzie po całym świeeie rozgłaszał, że taki bogaty i ludzie łapali się na to jak ryby na wędkę. Stracił miliony, mniejsza z tem — ale czegóż było ludzi tumanić że on ma natomiast inne. Aresztowali, tego Bois-Landry — a to jego trzeba było zamknąć. — Ot żeby był jakiś inny sędzia doświadczony — to by się było rzecz tę przeprowadziło. Właśnie mówiłem Franciszkowi — że tylko było spojrzeć na tego parwenjusza Jansouleta, to się już zaraz widziało, że to nic nie warte człeczysko — zupełnie wyglądał na zbója. A na to mi Franciszek odpowiedział:
— A taki ordynarny żadnego ułożenia.—
Bez wychowania — cisnąć to do morza to najlepsze dla niego miejsce — wraz z doktorem Jenkinsem. — A na to Franciszek:
— E szkoda doktora — to taki grzeczny człowiek.
— Tak grzeczny — mówię — ale go także dziś rozdzierają. — Konie — powozy — meble — wszędzie afisze porozlepiane, że hotel jego do sprzedania — a spojrzyć tam w dziedziniec, to jakby wszyscy powymierali. Zamek w Nanterre też sprzedają.
— Ach panie Passajon — to straszne czasy — starzy jesteśmy, to może tego nie doczekamy, ale na