Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/485

Ta strona została przepisana.

się spokojnie przy kotwicy — majtkowie zajęci czyszczeniem pomostu, ruszali się nieustannie, jakby oczekiwali przybycie jakiejś ważnej osoby.
Paweł niemiał ciekawości zapytać kogo mianowicie oczekują — i udał się przez miasto do stacyi kolejowej z której się wyjeżdża do Marsylii. — Droga idzie brzegiem morza, położenie urocze — ale przebywa się tunele wązkie i niebezpieczne — i o wypadek nie trudno, pędząc po nad tem błękitnem wód zwierciedle.
W Sawonie pociąg się zatrzymuje — zapowiedziano podróżnym, że nie można było jechać dalej — gdyż naprawiają most uszkodzony. Czekano na inżyniera — robotnicy zawiadomieni telegrafem stali koło mostu.
Było to rano. — Miasto włoskie budziło się zatopione w mgle, zapowiadającej wielki upał w południe. Podróżni szukali schronienia po hotelach — lub czekali w kawiarniach — de Géry zmartwiony tem opóźnieniem, nie wiedział co zrobić z czasem — myślał o biednym Jansoulecie któremu pieniądze te mogą uratować honor i życie — myślał o ukochanej Alinie — i o tym drogim mu portreciku, który mu dała przed podróżą. — Przyszło mu na myśl żeby zamiast czekania dziesięcio godzinnego — wziąść czterokonny powóz zwany po miejscowemu calesino który tam kursuje nieustannie pomiędzy Jenną i Nicą — wzdłuż tego Rogu włoskiego; czarująca to podróż, do której wzdychają turyści, również jak zakochani, lub szczęśliwi gracze w Monaco. Furman obiecywał być w Nicy wcześnie — lecz całkiem nie prędzej zajechano niż pociągiem — oszczędził sobie tylko Paweł dreptania po trotuarach — i myśl go ta nęciła że za każdem obróceniem kół, jest bliższym celu.