Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/488

Ta strona została przepisana.

hotelu otworzył okna by pokazać pyszny widok gór, chcąc tym sposobem zachęcić gościa, do dłuższego pobytu.
Szczególny spokój panował w tym ogromnym hotelu, ani służby — ani kucharzy — ani portiera — wszystko to zjawiało się dopiero porą zimową — szczęściem dla Pawła de Géry że on tu miał tylko parę godzin czasu by oczom dać od piasku i gorąca wypocząć.
Położył się na kanapie — i patrzył na cudny krajobraz do okien zaglądały z terasy wierzchołki drzew oliwnych i pomarańczowych — tu i ówdzie rysowały się piękne wille — z nich najwięcej zwracająca uwagi willa Maurycego Trotta bankiera, odznaczająca się bogatą a fantastyczną architekturą, i wspaniałością palm.
Mieszkanie bankiera zajmował obecnie pewien sławny rzeźbiarz nazwiskiem Bréhat, chory na piersi, i ten zawdzięczał przedłużenie życia; wspaniałomyślnej ofiarności pana Trotta oddającego mu na czas nieograniczony swoje pomieszkanie.
Właściciel hotelu, gdzie stał de Géry, był bardzo dumny z tego sąsiedztwa, umierającej wielkości. Nazwisko Bréhat było dobrze znane Pawłowi — słyszał o nim nieraz w pracowni Felicyi Ruys, która mówiła o rzeźbiarzu z uniesieniem.
Myślał obecnie przez chwilę o pięknych rysach Felicyi, którą ostatni raz widział w lasku Bulońskim wspartą na ramieniu księcia Mory. — Co się też stało z biedną tą dziewczyną, skoro brakło jej, znakomitej podpory? Ta nauczka posłuży jej pewno na całe życie.
Wspominając Felicyę, jakby szczególnym zbiegiem okoliczności, na przeciw niego w ogrodzie pomiędzy krzewami biegała wyżliczka biała, zupełnie podobna do tej jaką posiadała Felicya, na którą wołała Kadour.