Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/493

Ta strona została przepisana.

Obecnie, szczęściem jestem już wolny — wszystko się skończyło.
— Tak mój panie... lecz ta druga żona, ja o tej mówię — tak dobra, tak słodka jaką ją wszyscy znamy.
— Z dwojga złego, to już wolałem tamten stosunek, gdzie byłem nienawistnym bez ogródek — tu to udawanie przed nią i przed światem jest torturą z niczem niezrównaną — zerwałem te pęta — bo w sercu mam miłość inną — i jej hołdować postanowiłem życie całe w przyszłości. — Nic nie mam w duszy oprócz Ciebie, ni innej myśli — tylko o Tobie.
— To wszystko jest cudowne — ale cóż pan zamyślasz zrobić z panią Jenkins.
— Rozwód już rozpoczęty — powinien byłem czekać końca sprawy — lecz w obec niebezpieczeństwa, że mogę Cię na zawsze utracić Felicyo — że mógłbym Cię więcej nie widzieć. — Oh! jak się dowiedziałem o Twojej ucieczce — jak przeczytałem ten napis na drzwiach twego mieszkania „do wynajęcia“, myślałem, że zmysły postradam — powiedziałem sobie, że już koniec musi być raz na zawsze tym komedjom, udawaniu — że jedynie pozostaje mi gonić za mojem szczęściem, które mi uprowadzałaś ze sobą. Ty Felicyo wyjechałaś z Paryża — i ja to uczyniłem — u Ciebie wysprzedają wszystko — to samo dzieje się w tej chwili u mnie.
— A ona... — powróciła znów Felicya do swej pierwszej wymówki — A ona! towarzyszka bez za rzutu — poświęcająca się bez granic — kobieta poszanowania godna... Gdzież ona się podzieje? Cóż ona pocznie teraz biedna! Jej prawa mnie pan chcesz oddać... Tylko piekło może wymyśleć coś podobnego...