Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/495

Ta strona została przepisana.

tych perełek — mówiłem mu nie raz nawet, że lekarstwo w miarę używane tylko służyć może — ale gdzie tam, że będzie tem zdrowszy łykając je bez końca sądził głupi — więc złość mię wzięła i dawałem mu ile chciał, aż nędznik dochrapał się śmierci.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Paweł odsunął się przerażony od drzwi — czyż będzie słuchał dalej tych zbrodniczych zwierzeń... Wstydził się, że słyszał za wiele...
Pukanie silne do jego drzwi uwiadomiło go, że powóz czeka. Włoch wołał na całe gardło:
Eh! signor Francese!...
W sąsiednim pokoju nastała cisza — nareszcie szeptano — przerażenie mówiących musiało być nie małe, że prawdopodobnie ktoś słyszał ich rozmowę.
Paweł de Géry zbiegł jak szalony ze schodów — chciał jak najprędzej oddalić się od tego miejsca, gdze tyle haniebnych rzeczy słyszał.
Z poza firanek zajrzał, siedząc już w powozie — w okno; gdzie blada twarz z ognistemi oczami śledziła znikającego sąsiada. Lecz wciśnięty w głąb powozu nie dał się widzieć — i podróżował dalej, tąż samą czarującą okolicą — chcąc się rozweselić, myślał o śnie swoim dzisiejszym i o pięknej, niewinnej narzeczonej — i wyobrażał ją sobie zbierającą do fartuszka wszystkie te cudowne fiołki z Bordighera.