Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/498

Ta strona została przepisana.

ministrowie, ambasadorowie, sławni pisarze, krytycy z poważnemi twarzami — brwiami ściągniętemi, siedzą bokiem na krzesłach — z pewnością siebie i wiarą, że nic nie jest w stanie na ich sąd wpłynąć.
Loże najbliższe sceny zajęte przez świat wysokiej giełdy — dostarczają kobiet olśniewających — cały ich zastęp tam się rozsiadł — ręce i szyje obnażone, na których prawdziwa wystawa drogich kamieni. — Tak musiała wyglądać królowa Saba, robiąc wizytę potentatowi żydowskiemu.
Na lewo odznacza się wielka loża pustkami — nie ma w niej nikogo — w głębi tylko świeci się latarnia maurytańska.
Nad tem całem zgromadzeniem unosi się jakby pył złotawy, spowodowany migotliwem światłem gazowem — z tym światłem, z którym łączą się nierozerwalnie wszystkie wieczorne rozrywki Paryża.
A nad tem panuje nuda! śmiertelna nuda! — wiecznie i zawsze te same twarze, w tem samem miejscu — z ich jednostajnością w wyrazie — lub nieregularnością w rysach. I tą samą niezmienną formą w przyjęciach światowych — tak uprzykszonych i spowszedniałych.
Meranne zauważył ten nastrój publiczności — i myślał, jakby życie jego poszło na inne tory — na świetniejsze o wiele, niż by sądzić można — gdyby sztuka jego miała powodzenie — jakby tu płynąć na te tysiące ludzi, by ich cokolwiek ożywić — wyprowadzić z tej apatyi — porwać ich ku wyższym prądom z mierności, w jakiej żyją.
Lecz właśnie to mu się zdawało niemożliwem. Instynktowo szukał przyjaznej twarzy w tym tłumie i spostrzegł na prost sceny lożę przepełnioną liczną rodzinę pana Juyense: Eliza i starsze panienki sie-