Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/51

Ta strona została przepisana.

Odchodząc obliczał stary ćwik, że dwadzieścia tysięcy Naboba, dodane do dziesięciu tysięcy, które mu książę przyrzekł, jeżeli mu dopomoże do pozbycia się obrazu, dość piękny stanowią zysk.
Podczas gdy ci szczęśliwcy zadowoleni jeden po drugim odchodzili, stali drudzy wciąż jeszcze na sposobność stosowną czyhając i wściekli z gniewu obgryzali paznokcie aż do krwi. Wszakże wszyscy w jednym przybyli zamiarze — od poczciwego Jenkinsa, który rozpoczął pochód, aż do cyrulika Cabassu, który go zakończył, uprowadzali go wszyscy w sprawach zwłoki nie cierpiących, do odległych komnat recepcjonalnych. Pomimo wszelkich usiłowań jednakże, aby go usunąć z przed oczu obecnych, nie zdołano tego w zupełności uczynić. Tu i owdzie znalazła się niedyskretna szpara w drzwiach, szyba lub lustro, w którém odbijały się sążniste plecy pana domu. A dziwnie wymowne były te plecy — to się z oburzeniem prostowały, jak gdyby powiedzieć chciały: „o, tego już za wiele!“ albo garbiły się w komicznéj rezygnacji: „ha! jeżeli już tak koniecznie być musi, niechże będzie!“ przyczém zawsze jako konieczny dodatek zjawiał się fez Bompain’a...
Jeszcze ostatni z powyższych się nie zdołał oddalić, a już zaczęła się nowa serja i zaledwo wszelkie ryby w dzikiej walce o byt zdobycz swą uniosły, podpłynęły małe rybki po resztki okruszyn. I tak słychać wciąż po złocisto błyszczących komnatach szelest zbliżających się i oddalających kroków, łoskot otwieranych i zamykanych drzwi, jedném słowem zjawia się, zachęcony ogromném bogactwem i nie do uwierzenia łatwym doń przystępem, cały tłum bezwstydnych żebraczych indywiduów ze wszystkich zakątków Paryża i okolicy. Lecz przy rozdzielaniu jałmużny dla tej warstwy „zacnych“ ludzi, nie używano już niebieskiego zeszyciku i fezu pana Bompain, wystarczała tu mahoniowa komoda, naumyślnie