Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/70

Ta strona została przepisana.



Rozdział czwarty.
Po raz pierwszy w wielkim świecie.

„Pan Franciszek Jansoulet!...“ zaanonsował z przymieszką pewnéj dumy służący Jenkins’a, a plebejskie to imię, jakby zwiastowało przybycie fantastycznéj jakiéj istoty, nieopisane zrobiło wrażenie na zgromadzonych w salonach doktora gościach. Liczne światła straciły na blasku, gdyż oczy wszystkich zabłysły i zaiskrzyły się na samo wspomnienie bajecznych skarbów, na promienie złota, pereł i dyamentów, które tryskały z magicznych sylab nieznanego jeszcze niedawno nazwiska. Wszyscy zwrócili oczy ku drzwiom, rozmowa ustała, a natomiast powstał popłoch i ogólne ciśnienie się ku podwojom, podobne do zbiegowiska tłumów, cisnących się na tamę portu, do którego zawija okręt złotem naładowany. Nawet Jenkins rozmawiający z kilku nowo przybyłemi gośćmi w pierwszym salonie, nie mógł — mimo zwykłéj sobie uprzejmości i siły woli — zapanować nad sobą, i przerwawszy rozmowę pobiegł na powitanie milionów.
O, jak pan łaskaw, drogi panie Jansoulet! Żona moja będzie szczęśliwą, dumną... Chodź pan, chodź — musze cię zaraz do niéj zaprowadzić.
I w poczuciu swéj schlebionéj dumy, pociągnął Jansouleta tak szybko ze sobą, iż tenże nie miał czasu przedstawić towarzysza swego. Pawła de Géry, którego dzisiaj po raz pierwszy w wielki świat wprowadził.
Młody człowiek był jednakże z tego mocno zado-