Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/72

Ta strona została przepisana.

dzi paryskiego highlifu o bladéj, wymokłéj cerze, z oczami jednakże od arszeniku błyszczące mi, chciwi i nienasyceni tak w używaniu trucizny, jak i w rozkoszy życia.
Przez otworem stojące drzwi salonów i przedpokoju jaśniała tysiącem barw pyszna oranżerja, po któréj w téj chwili parami przechadzali się goście. Długie suknie pań, uwydatniające mocno dekoltowane ich postacie, wlokły się z szelestem jak lekko wiatrem wzruszone bałwany powierzchni wodnéj po schodach cieplarni i tysiącami sypały promieniami w odbiciu rzęsistego światła. Pochód ten podobnym był do teatralnego występu, gdyż na najniższym stopniu schodów wygładzały się pomarszczone niezadowoleniem lub troską czoła, usta drgające konwulsyjnie nabierały znowu spokoju, wyraz zmęczenia, gniewu lub smutku ustępował, a twarz siliła się z wytężeniem na wesoły, niewinny, pełen zadowolenia i swobody uśmiech. Panowie ściskali sobie serdecznie dłoń i wymieniali przesadne zapewnienia przyjaźni, podczas gdy panie, zatopione w staraniach jak najlepszego uwydatnienia swych toalet i urody, kłaniały się na wszystkie strony, lub też kokietując oczyma i ramionami z nerwową gracją, recytowały sobie wspólne komplementa:
— Dziękuję, ślicznie dziękuję!... Pani jest prawdziwie samą dobrocią, podczas gdy w duszy falowała nieprzezwyciężona zawiść i nienawiść.
Paweł de Géry błądził po bibliotece doktora, pa cieplarni i pokoju bilardowym, przeznaczonym zarazem na gabinet dla palących. Znudzony nareszcie tém wszystkiém zbliżył się do wielkiego salonu, którego podwoje oblężone były zbitym tłumem fraków, z którego sterczące głowy skierowały oczy swe w głębię salonu. Tam na niskich fotelach zasiadły panie w tak ścieśnioném półkolu, iż jaśniejące barwy ich strojów różnorodną całość stanowiły i tworzyły niejako olbrzymi kosz kwiatów, z którego