Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/74

Ta strona została przepisana.

urok Felicji Ruys, która była spadkobierczynią genialnéj twórczości ojca, któréj sława, opromieniona nimbem osobistéj piękności, przedarła się już nawet w jego zakątek rodzinny na prowincji.
Podczas gdy pochłaniał wzrokiem każde jej poruszenie, gdy śledził zagadkową grę uczuć na pięknéj twarzy, szeptano tuż za nim:
— Patrz, patrz! jak ona uprzejmą jest dla Naboba! O, gdyby się w téj chwili książę zjawił...
— Więc książę de Mora przybędzie?
— Z całą pewnością. Dla niego to właśnie urządzono dzisiejszy wieczór, aby w ten sposób ułatwić spotkanie się jego z Jansouletem.
— I pan sądzisz, że książę z panną Ruys rzeczywiście....?
— Czyś pan spadł z księżyca... O stosunku tym w całém mieście już wiedzą... znają się już od czasów wystawy, na którą ona wysłała popiersie księcia.
— Lecz cóż księżna na to?...
— Mój Boże! ona już trochę gorsze pigułki połknęła... Ah, pani Jenkins teraz będzie śpiewała.
Wewnątrz salonu nastąpiło ogólne poruszenie, a u drzwi wchodowych wzmógł się napływ ciekawych. Rozmowy na chwilę przycichły, a biedny Paweł de Géry odetchnął swobodniéj; to co przed chwilą usłyszał ścisnęło mu serce.
Oszczerczy napad na jego ideał, n a wdzięczną dziewczynę rozkwitłą pod ożywczemi promieniami sztuki, na jego bóstwo, oburzył go; ustąpił więc kilka kroków w bok, gdyż na samą myśl o dalszym ciągu powyższej rozmowy przejmowały go zimne dreszcze zgrozy.
Śpiew pani Jenkins uspokoił go nieco, głos jéj podziwiany we wszystkich paryskich salonach, mimo nad zwyczajnego bogactwa tonów nie miał w sobie nic z teatralnéj afekcji, robił raczéj wrażenie wprost z serca pły-