Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/79

Ta strona została przepisana.

— Pozwól, kochany książę... rozpoczął Monpayon, przybrawszy uroczystą, nadętą pozę, chcąc przedstawić Naboba. Lecz Jego ekscelencja w roztargnieniu swém nie słyszał tego i kroczył dalej ku wielkiemu salonowi. Podczas gdy witał się z piękną panią Jenkins, zauważyć można było, że wszystkie panie siliły się zwrócić na sieie jego uwagę: to się lekko pochylały, to zmuszały usta do uroczego uśmiechu, a u wszystkich widoczną była szczera chęć podobania się...
On wszakże tylko jednę obrzucał wzrokiem; gonił oczyma za Felicją, stojącą w otoczeniu kilku mężczyzn i ożywioną z nimi wiodącą rozmowę. Skierował ku niéj swe kroki; oczekiwała go obojętnie i spokojnie, pijąc lemoniadę.
Na ukłon jego odpowiedziała również godności pełném pochyleniem głowy, a sposób jéj powitania — mimo iż się otaczający ją poprzednio mężczyźni dyskretnie w tył usunęli i mimo tego, co o jéj stosunku do księcia słyszał przed chwilą Paweł de Géry — wskazywać się zdawał, iż łączyła ich tylko pewna koleżeńskość ducha, pewien, rodzaj humorystycznéj poufałości.
— W przejeździe moim do lasku bulońskiego chciałem panią odwiedzić.
— Doniesiono mi o tém; wiem nawet, żeś pan był w moim atelier.
— Podziwiałem tam owę piękną grupę.
— I co pan...
— Bardzo piękna; chart pędzi jak opętany, a lis świetnie ucieka. Nie pojąłem tylko myśli... Wszakże pani powiedziałaś, że to nasza wspólna hisiorja?
— Nie inaczéj! Odgaduj pan tylko! Jest to bajka.... Rabelais’go książę pewno nigdy nie czytujesz?
— Niech mnie Bóg zachowa! To dla mnie trochę niestrawne.
— Mnie zato przypada do gustu. Ja jestem — jak