Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/81

Ta strona została przepisana.

— Powiedzą jeszcze, że księcia do siebie przyciągam i pragnę go na cały wieczór dla siebie zatrzymać.
I wskazała na Monpavona, który niecierpliwie oczekując, stał obok Naboba. Nabob przyglądał się jak wielki, ułaskawiony buldog poddańczo-proszącym wzrokiem postaci Ekscelencji. Minister przypomniał sobie powód swego przybycia. Pożegnał Felicją i zbliżył się do Monpavona, który mógł wreszcie czcigodnego swego przyjaciela, pana Franciszka Jansoulet przedstawić.
Ekscelencja skłonił się, Nabob zgiął się aż do ziemi; następnie rozpoczęła się krótka rozmowa.
Dziwnym był kontrast, jaki tworzyli ci dwaj naprzeciw siebie stojący mężowie: silny, rozrosły i trywialny Jansoulet, z ciemną stwardniałą swą skórą, ze zgiętym wiecznie grzbietem (skutki orientalnéj etykiety dworskiéj), z krótkiemi, grubemi rękami, na których pękały jasne rękawiczki, wśród niezliczonych i nieopisanych gestów wyrzucał z siebie wyrazy jak roztrącone granity skał — a naprzeciw niego skończony światowiec i arystokrata, wykonujący najmniejsze nawet poruszenie z wykończoną i wrodzoną elegancją, rzucający swemi niedokończonemi zdaniami z wytworną niedbałością i łagodzący półuśmieszkiem głęboką swą wzgardę dla otaczających go. Przyznać jednakże należy, że właśnie ta wzgarda głównie mu jednała liczne tryumfy.
W amerykańskim jakim salonie byłby kontrast ten nie raził tak silnie. Miliony Naboba byłyby tam niezawodnie przyczyniły się do równowagi, lub nawet może przechyliły szalę na jego korzyść. W Paryżu jednakże pieniądz jeszcze do tego stopnia nie wziął góry, a przekonać się o tém było można, patrząc jak się przypadkowy Krezus płaszczył przed arystokratą, jak składał u stóp jego ciężką swą dumę pieniężną.
Paweł de Géry przyglądał się ze swego kąta, w który