Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/82

Ta strona została przepisana.

się wcisnął, z niezmierną ciekawością téj scenie; wiedział bowiem, że jego protektor wielką przywiązywał do tego zbliżenia wagę. Przypadek jednakże znowu zdarzył, że wysłuchał jeden z owych pokątnych, szeptem prowadzonych dyalogów, z których przysłuchujący się zwykle. zatrzymuje to, co dla siebie za najdogodniejsze uważa:
— Jestto nieskończenie małą drobnostką, którą ten Monpavon dla niego uczynił, dopomagając mu do kilku lepszych znajomości, narzuciwszy mu poprzednio tyle złych i niegodziwych. Niedawno sprowadził mu na kark Paganetti’ego z całą bandą złodzieji.
— O, na Boga! ci mu nic nie zostawią — zniszczą go do szczętu!
— E, co tam! niechaj i on coś wyciśnie z tego, co tam gdzieś u Turków pokradł.
— Więc pan sądzisz, że on rzeczywiście...
— Ha! ha! ha! czy ja sądzę!... Mam na to niezaprzeczone dane i to z ust bankiera, barona Hemerlingue, który pośredniczył w ostatniéj pożyczce dla Tunisu... O, ten zna kilka historyjek o Nabobie! Wystaw pan sobie...
I tu rozpoczęły się opowiadania samych niecnych oszustw i zbrodni: Jansoulet — wedle słów mówiącego — okradał beja Tunisu w najnieuczciwszy sposób przez lat piętnaście; pozwalał się używać do najpodlejszych i najwięcéj człowieka poniżających spraw i posług, a w rzeczach takich musiał być biegłym, gdyż już przed wyjazdem swoim na Wschód prowadził rozmaitego rodzaju handel na jedném z przedmieść paryskich. Resztę szeptano sobie do ucha i śmiano się, jak się śmiać zwykli mężczyźni opowiadający sobie tego rodzaju sprawki.
Pierwszym porywem młodego Pawła była chęć zwrócenia się do rozmawiających w ten sposób i zawołania:
— To kłamstwo!! Przed kilku godzinami byłby to niezawodnie bez na-