Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/84

Ta strona została przepisana.

— Niebo pogodne i trotoar suchy... jeżeli się zgodzisz, wyszlemy powóz do domu, a sami pójdziemy pieszo? rzekł Jansoulet przy wyjściu z domu Jenkins’a do swego towarzysza.
Paweł de Géry chętnie się zgodził na tę propozycją; pragnął on od dawna przejść się po świeżém powietrzu, aby otrząsnąć się z kłamstw i podłości społecznéj komedji, które pierś jego zmroziły. Wszystka krew wystąpiła mu z serca i uderzała szalenie w naprężonych żyłach po obu stronach skroni. Postępował on tak, jak ów nieszczęśliwy, któremu zdjęto łuskę z oczu, który jednakże nie dowierza jeszcze, że mu wzrok wrócono i obawia się iść naprzód. Przyznać wszakże należy, że operacji téj dokonano na nim w sposób nader brutalny!
Więc owa sławiona artystka, owa niewinna, nieprzystępna piękność, któréj sam widok przejął go jak wizja jaka, nie była niczém więcéj, jak wszystkie inne najpospolitsze kobiety! Pani Jenkins, owo cześć nakazujące zjawisko, tak łagodne a zarazem tak dumne w całém swém. jestestwie, przywłaszczała sobie tylko nieprawnie zajmowane stanowisko! A ów sławiony lekarz, mąż nauki, tak otwarty, tak uprzejmy mógł dawać swém pożyciem tak gorszący przykład — a mimo tego nie uważało towarzystwo paryskie wstępu do jego domu za ubliżający! Cóż dopiero Jansoulet, który tak łaskawie, tak wspaniałomyślnie z nim ubogim Pawłem de Géry, sobie postąpił; wszakże był on także oszustem i popadł w sidła łotrów, pragnących pozyskać coś dla siebie z tego, co on dawniéj pokradł!
Czyżby to było możliwém? Czyżby to wszystko było prawdą!?...
Rzucił okiem na Naboba, zajmującego sążnistą swą postacią cały niemal trotoar, i spostrzegł po raz pierwszy