Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/86

Ta strona została przepisana.

dlań otworem. Felicja Ruys ofiarowała się modelować jego biust; można się więc było spodziewać, że głowa jego — Naboba, syna handlarza gwoźdźmi, wykuta w marmurze przez słynną artystkę, którjé imię błyszczy już pod popiersiem ministra, podziwianą będzie przez świat cały. Jakże się tu dziwić, że Nabob był szczęśliwy, zadowolony!
Tak zamyśleni, każdy w innym kierunku, rozstrząsający wypadki chwil świeżo ubiegłych i sięgający okiem przeszłości w zagadkową przyszłość — postępowali długo w milczeniu obok siebie; dopiero gdy bruk cichego placu Vendôme, kąpiącego się jeszcze w niebieskawym półzmroku zimowego poranku, odbił głośném echem podwójny ich krok, rzekł Nabob tuż niemal przed swoim pałacem:
— Cokolwiek więcej ruchu na świeżém powietrzu bardzoby nam się przydało. Przejdźmy się jeszcze.
I podczas gdy ze dwa albo trzy razy obchodzili plac, ulżył Nabob w urywanych zdaniach swéj piersi, którą niezmierna tłoczyła radość:
— Mnie tak dobrze... Co za pyszne powietrze... Do pioruna, dzisiejszéj nocy nie oddałbym za 100 tysięcy franków... Bardzo to dobry człowiek, ten Jenkins... A Felicja Ruys... czy dla ciebie piękność ta nie jest sympatyczną? Dla mnie nadzwyczaj. A cóż dopiero książę... prawdziwie szlachetny i ukończony gentleman, a przytém tak przystępny, tak rozmowny. O, pięknym jest ten Paryż! Prawda, mój synu?
— Dla mnie on zanadto zawiły — odpowiedział Paweł ponurym głosem — ja się go boję.
— No, to zupełnie naturalne — rzekł z zarozumiałością Nabob; tyś się jeszcze nie przyzwyczaił, nie wżył. Ale to znowu nie jest rzeczą tak trudną; wierzaj mi, że i ty w krótkim czasie potrzebnéj wprawy nabędziesz.