Strona:PL A Daudet Nabob.djvu/91

Ta strona została przepisana.



Rozdział piąty.
Rodzina Joyeuse.

W nowym domu w zupełnie niemal niezamieszkałéj i bezludnéj części Paryża rozlegały się każdego poranku regularnie z uderzeniem godziny ósméj wesołe śmiechy i nawoływania po pustych zresztą schodach:
— Ojczulku, a nie zapomnij o moich nutach!
— I o wełnie do mojéj kanwy, tateczku!
— I o świeżych bułeczkach!
Z dołu odzywał się znów stentorowy głos ojczulka:
— Niech mi tam która poda moją tekę!
— Prawda, ojczulko tekę zapomniał!
I słyszeć się dawało stąpanie na górę a potém z szybkością na dół, aż się ukazały wesołe zaspane główki, z rozpuszczonym włosem, który nadobne właścicielki w przelocie przymuskiwały — i pochyliwszy się poza obręcz, podawały tekę i zdrowe, jędrne, czyściutkie i milusie posełały tysiące całusów za odchodzącym.
Pan Joyeuse ogolony, wyświeżony, w pedantycznie oczyszczoném ubraniu kroczył do biura.
Zaledwo nieznaczna jego figurka zniknęła w drzwiach sieni, pospieszyły dziewczęta do swego gniazdka na czwarte piętro i ustawiły się w nowéj grupie przy otwartém oknie, aby oddalającego się ojczulka jeszcze zobaczyć. Mały człowieczek zwracał się kilkakrotnie i przesełał ręką całusy. Potém zamykało się okno i dawna