Strona:PL A Daudet Nieśmiertelny.djvu/102

Ta strona została przepisana.

ściska się coraz bardziej, tak że wreszcie przeszkadza ruchom tancerki. Pochyleni naprzód, sapiąc głośno, dzwoniąc orderami, cisną się dyplomaci i akademicy; lubieżny grymas zadowolenia odchyla wilgotne ich wargi, ukazując pozbawione dziąseł usta, śmieją się śmiechem do rżenia podobnym. Nawet pogardliwy wyraz twarzy księcia d’Athis złagodniał wobec młodości i wdzięku tancerki, która końcem swej nóżki, zrzuca maski z twarzy światowców; Murad-bej, który przez cały wieczór ani jednego słowa nie wymówił, siedzi w pierwszym rzędzie z rozdętemi nozdrzami i wytrzeszczywszy oczy, gestykuluje żywo, wydając od czasu do czasu okrzyk gardłowy. Wśród frenetycznych wiwatów i oklasków, dziewczyna tańczy i skacze, ukrywając tak znakomicie wysiłek muskułów, że taniec jej wydawałby się łatwą igraszką, fruwaniem motyla, gdyby nie parę kropel potu, który wystąpił na jej pięknem ciele i gdyby nie uśmiech na ustach, uśmiech umyślny, wymuszony, okrutny prawie, w którym znać wysiłek i zmęczenie zachwycającego zwierzątka.
Paweł, który tańców nie lubił, wyszedł na taras wypalić cygaro. Z daleka dochodziły go dźwięki fortepianu i odgłos oklasków; stał oparty o balustradę i myślał... Niełatwo cel zamierzony osięgnąć... trzeba się dobrze namęczyć... czasami się zdaje, że już, już jest się u mety, tymczasem nie... znowu naprzód... znów nowe trudy.
Naprzykład Koletta! nieraz mu się zdaje, że