Strona:PL A Daudet Nieśmiertelny.djvu/103

Ta strona została przepisana.

lada chwila padnie mu w objęcia... wraca nazajutrz... wszystko na nowo rozpoczynać trzeba! Można pomyśleć, że podczas jego nieobecności, ktoś całą jego pracę w niwecz obraca... Ale kto? Do dyabła! to ten nieboszczyk, nikt inny, tylko nieboszczyk, bodaj z piekła nie wyjrzał! Należało nie opuszczać jej od rana do nocy... ale tu znowu zajęcie, interesa i tyle biegania zanim się pieniądze potrzebne wynajdzie!...
Usłyszał lekkie kroki i szelest aksamitnej sukni: to matka zaniepokojona jego zniknięciem, szukała go:
— Co mu się stało? dlaczego od ludzi ucieka? — oparła się o poręcz tuż przy nim i wypytywała niespokojnie:
— Co ci się stało?
— Ależ nic... nic ważnego... — wobec natarczywych zapytań matki, począł się przyznawać powoli — stało się to, że już mu zbrzydło takie życie... Ciągle weksle, protesta... Urwać w jednem miejscu, żeby w drugiem załatać.. Już ma tego dosyć, zresztą nie widzi ratunku... Ot! co się stało!...
Z salonu dochodzą śmiechy i odgłos ożywionej rozmowy.
— Wiele ci potrzeba? — szepnęła przestraszonym głosem matka.
Nigdy jeszcze nie widziała go w tym stanie!
— Ale nie! nic na to, matko, nie pomożesz... to za duża suma...
Pani Astier nalegała: