Strona:PL A Daudet Nieśmiertelny.djvu/107

Ta strona została przepisana.

krusząc go nożem na talerzu; mówił ciągle, dokładając sera i anegdotek.
Marudził nieznośnie, wybierając się na posiedzenie Akademii i na sesyę komitetu, układającego słownik.
Żona pragnęła wypchnąć go jaknajprędzej, on jak na złość nie spieszył się wcale. Jak tylko wyszedł, pani Astier zawołała Korentyny:
— Sprowadź dorożkę! — żywo — i sama pobiegła do archiwum profesora. Z głową spuszczoną, by nie uderzyć o nizki sufit, próbowała dobrać klucza, ale nie mogła; chciała podważyć szufladę, do tego potrzeba było czegoś mocnego, dłuta, noża... Szukając, otworzyła stolik od kart i dziwnym trafem, na samym wierzchu, zobaczyła leżące trzy listy Karola V!
Pochylona przy oknie, chciała się przekonać, czy to rzeczywiście te listy, których szukała. Tak, to one!
„Do Franciszka Rabelais, mistrza nauk i umiejętności wszelakich“. Nie czytała już więcej, podnosząc się, stuknęła mocno głową o sufit, ale dopiero siedząc w dorożce, ból uczuła.
Wysiadła na rogu ulicy de l’Abbaye i poszła dalej piechotą. Przechodniów prawie nie było, po trotuarze spacerowały stada gołębi; weszła do sklepu, nad drzwiami którego wisiał szyld z napisem: „Bos, antykwaryusz, — paleograf“.