Strona:PL A Daudet Nieśmiertelny.djvu/112

Ta strona została przepisana.

zmarłym Herbercie... Zdaje się zapominać juž o nim... tymczasem nie... zaczyna na nowo.
— Wargi Pawła drgnęły; chciał coś powiedzieć, lecz zawahał się.
— Jeżeli tak, może mama zechce oddać mi jedną przysługę. Oczekuję tu kogoś... niech mama odbierze za mnie pieniądze i wykupi weksle. Dobrze?... Czy dobrze? Wszak zajmując się jego interesami, z nim samym dłużej pobędzie.
Podczas, gdy on kładł swój podpis na czeku, matka rozglądała się po pracowni, obitej materyą i dywanami; prócz rajsbretu na stalugach z orzechowego drzewa, paru planów i modeli nic nie ukazywało, jakie jest zajęcie pana domu. Przypomniawszy sobie swój strach przed paru minutami i widząc wspaniałe bukiety i zakąski, przygotowane na stoliku przed kanapą, pani Astier mimowoli pomyślała, że przygotowania te były co najmniej niestosownemi dla samobójcy. Uśmiechnęła się jednak bez żadnej urazy. — Co to za urwis! — pomyślała i, wskazując parasolką bombonierkę pełną cukierków:
— Czy tem sobie w łeb wypalisz? — zapytała.
On się także roześmiał.
— O! od wczoraj, wszystko się zmieniło! Wie mama, ten interes, o którym wspominałem.... teraz jest już na najlepszej drodze...
— Tak?! to zupełnie tak, jak i mój...
— A to ożenienie Samy!...