Strona:PL A Daudet Nieśmiertelny.djvu/13

Ta strona została przepisana.

Myśl, że Leonard Astier-Réhu mógł po za domem życia używać, wydawała się żonie jego tak nieprawdopodobną, że pomimo zmartwienia, roześmiała się. Nie! o to, mogła być najzupełniej spokojną, ale...
— Trudno! — tłomaczyła synowi — nie ufa nam i kryje się przed nami. Ciuła grosz do grosza, jak sknera. Już i tak naciągnęliśmy go nieraz.
Rozmawiali półgłosem, z oczami utkwionemi w ziemię, jakby wspólnie poczuwali się do winy.
— A dziadek? — odezwałsię Paweł, lecz głos je go zdradzał widocznie, iż sam nie bardzo wierzył w skuteczność swej propozycyi — gdyby mama z dziadkiem pomówiła?
— Dziadek!? Chyba zmysły straciłeś? — Nie mógł przecie nie wiedzieć, jakim egoistą był stary Réhu, który wolałby widzieć ich umierających z głodu, niż odmówić sobie szczypty tabaki, lub stracić jednę z tych szpilek, których parę miał zawsze wpiętych w wyłogi surduta. Biedne dziecko! musi być rzeczywiście w ciężkiej potrzebie, jeżeli podobna myśl przyszła mu do głowy.
— Jeżeli zechcesz... mogę poprosić...
— Kogo?
— Na ulicy de Courcelles... jako zaliczkę na pomnik...
— Broń Boże! Tego nie chcę! — mówił stanowczo, z zaciśniętemi ustami i groźbą w oku, wnet jednak uspokoił się i zwykłym szyderczym to-