Strona:PL A Daudet Nieśmiertelny.djvu/143

Ta strona została skorygowana.

żywiołami, chociaż on sam do żadnego z nich niemógł być liczonym; o przebaczenie za nadzwyczajne swoje powodzenie materyalne, za to wyniesienie nicości ruchliwej. Wspominano powiedzenie jego, podczas wydawanego przez Akademię obiadu, przy którym kręcił się wokoło stołu, z serwetą na ramieniu i bardzo z siebie zadowolony; „Ze mnie byłby doskonały lokaj!“ Słowa te mogłyby być najwłaściwszym dla niego nadgrobkiem.
Podczas, kiedy tak rozprawiano o tej nicości, nicość owa tryumfowała nawet po śmierci. Coraz nowe powozy zatrzymywały się przed kościołem; długie liberyjne surduty brunatne lub niebieskie biegały, wzlatywały, pochylały się, zamiatały przestrzeń przed świątynią, brzmiał ciągle odgłos otwieranych drzwiczek i spuszczanych stopni; grupy dziennikarzy rozstępowały się z uszanowaniem przed kroczącą dumnie księżną Padovani, przed panią Ancelin, kwitnącą pod żałobnym welonem; po nich przybywały inne: pani Ewiza, której długie oczy błyszczały z pod woalu tak, że mogły były zwrócić uwagę każdego z agentów, czuwających nad moralnością publiczną; dalej całe stowarzyszenie gorliwych, nabożnych zwolenniczek Akademii, które przybyły nie dla oddania hołdu pamięci nieboszczyka Loisillona, lecz dla tego, by spojrzeć się na swoje bożyszcza, na tych nieśmiertelnych, których one sfabrykowały, ulepiły swemi małemi, zręcznemi