rączkami, na to prawdziwie kobiece dzieło, w które włożyły całą niezużytą dumę, ambicyę, wolę i zdolność do podstępu. Z niemi zmieszały się aktorki, pod pozorem niewiadomo jakiego zakładu dla sierot po dramatycznych artystach, którego nieboszczyk był opiekunem. Aktorki znalazły się tam jedynie, przez tę gwałtowne pragnienie, które zmusza je do pokazywania się wszędzie. Rozpłakane i tragiczne, wyglądały na blizkie krewne.
Nagle zatrzymuje się powóz, z którego widać czarny welon, wzruszony łkaniem rozpaczliwem osoby, którą zakrywa; to już boleść taka, że źle się robi patrząc na nią. Tym razem to chyba żona? Nie! Małgorzata Oger, znakomita aktorka, której ukazanie się wywołuje szmer na placu, od końca do końca, szmer połączony z popychaniem się ciekawem. Jeden z dziennikarzy z pod portyku biegnie do niej, ściska jej dłonie, podtrzymuje ją, dodaje jej odwagi:
— Tak, masz pan słuszność, — zdobędę się na siły.
I połykając łzy, powstrzymywane chusteczką od nosa, wchodzi pompatycznie do wielkiej ciemnej nawy, w głębi której błyszczą płomienie licznych świec, pada na kolana na klęczniku po stronie dla dam przeznaczonej, znękana, rozżalona, a potem, podnosząc się, pyta żałośnie koleżanki, która znalazła się obok:
— Jaką kasę zrobiono wczoraj w Wodewilu?
Strona:PL A Daudet Nieśmiertelny.djvu/144
Ta strona została skorygowana.