Strona:PL A Daudet Nieśmiertelny.djvu/149

Ta strona została przepisana.

zamiar okrutnie męczyć, bo na wszystkie tony, wszystkiemi regestrami głosu, solo i chóralnie, kościół cały błagał za nim: „Spokoju, spokoju, Boże!.... niech śpi spokojnie po tylu wstrząśnieniach i intrygach!“....
Temu smutnemu, porywającemu śpiewowi, odpowiadało z nawy łkanie kobiet, nad którem górowała czkawka tragiczna Małgorzaty Oger, ta straszna czkawka z czwartego aktu „Musidory“. Cała ta żałoba przenikała poczciwego kandydata i w sercu jego łączyła się z innemi żałobami, z innemi smutkami; myślał o zmarłych krewnych, o siostrze, która mu była matką, a teraz skazana przez wszystkich, o czem wiedziała i mówiła w każdym liście. Niestety! czy ona dożyje dnia tryumfu?... Łzy go oślepiły, musiał otrzeć oczy:
— Tego za wiele... za wiele. Nie wierzą panu... — zadrwił mu nad uchem gruby Gavaux.
Odwrócił się oburzony, ale głos młodego oficerka gromko zakomenderował:
— Prezentuj... broń!... i karabiny zadzwoniły bagnetami, a organ huczał „Marsz na śmierć bohatera“.
Orszak ruszył ku wyjściu; Instytut na przodzie: Gazan, Laniboire, Desminières i kochany mistrz Astier-Réhu. Wszyscy bardzo piękni byli teraz; w tajemniczych cieniach wysokich stropów, niknęła papuzia zieloność haftów na ich mundurach, szli ku drzwiom wielką nawą, parami, bardzo powoli, jakby z żalem, że się zbliżali