Strona:PL A Daudet Nieśmiertelny.djvu/154

Ta strona została przepisana.

łe zgromadzenie, a zaraz za nimi, lecz w pewnej odległości, drugą gromadkę, z którą i on sam. nie wiedząc jakim sposobem znalazł się zmieszanym. Ludzie młodzi i starzy, wszyscy smutni i zniechęceni, z czołem zmarszczonem jednaką troską i rzucający podejrzliwe a zawistne spojrzenia na sąsiadów.
Gdy oprzytomniawszy mógł już rozpoznać twarze otaczających go osób, zobaczył starego Mozera, wiekuistego kandydata, o zawiędłej twarzy, na której malowały się doznane zawody, dalej uczciwą fizyonomię Dalzona, skaptowanego od czasu ostatnich wyborów, obok Saléles’a i Guerineau. Wszyscy „złapani“, jednem słowem ci, o których Akademia już nie dba i którzy połknąwszy haczyk z przynętą, wloką się zа jej zwycięzką łodzią. Wszyscy tam byli. „Zatopione ryby“, jak ich Védrine nazywał, jedni bez życia płynęli zatopieni, drudzy pasowali się jeszcze, rzucając wokoło zrozpaczone spojrzenia, oznaczające, że chcą jeszcze i ciągle choieć będą. I on, Abel de Freydet, który przysięgał, że losu ich podzielać nie będzie, szedł teraz z nimi, połknąwszy przynętę i zahaczony tak dobrze, że niepodobna mu już było odczepić się.
W oddali, na drodze opróżnionej dla przejścia orszaku, rozlegał się naprzemian przytłumiony głos bębnów lub granie trąb, przechodnie stawali na chodnikach, ciekawi wyglądali