Strona:PL A Daudet Nieśmiertelny.djvu/158

Ta strona została przepisana.

mny, orli nos i usta skrzywione jakby z niesmakiem, przypomniały mu kogoś ze znajomych, spotykanych w towarzystwie.
Wszedłszy do swego przedziału, zapytał wycierającego go posługacza:
— Kto to mi się kłaniał, tylko co, Rajmundzie?
— Тоż to książę d’Athis, proszę pana, — odrzekł Rajmund, z tym akcentem dumy, z jakim ludzie z prostej klasy wymawiają słowo: „książę“ — od jakiegoś czasu, bierze codziennie rano prysznic. Dzisiaj opóźnił się trochę z powodu jakiegoś pogrzebu, jak mówił Józefowi.
Przeze drzwi, otwarte podczas tej rozmowy, widać było w numerze naprzeciwko, grubego Gavaux, niezgrabnego i obrzękłego tłuściocha, który siedział całkiem nagi i przymocowywał podwiązkami, długie jak u kobiet pończochy.
— Widziałeś, hę? jak sobie Samy dodaje sił, — rzekł do Pawła, mrugając komicznie jednem okiem.
— Dodaje sobie sił?
— A jakże! żeni się za dwa tygodnie i biedny chłopiec, nie bardzo sobie ufając, wziął się do kuracyi wodnej i przypiekań gorącem żelazem.
— A cóż z poselstwem słychać?
— Będzie je miał natychmiast. Księżna pojechała naprzód i tam wezmą ślub.
Paweł przeczuł coś złowrogiego.