Strona:PL A Daudet Nieśmiertelny.djvu/160

Ta strona została przepisana.

Wyjątkowo nie wpiął dzisiaj kwiatka w klapę surduta i podczas gdy spojrzenia kobiet, jadących powozem, szukały w zwykłem miejscu pięknego chłopca, on jechał szybko na ulicę de Beaune.
Otworzyła mu drzwi Korentyna, bez stanika i w brudnej spódnicy. Korzystając z nieobecności państwa, rozpoczęła robienie porządków.
— Czy nie wiesz, gdzie pani będzie na obiedzie?
Nie wiedziała o niczem: pani nic nie mówiła wychodząc, ale pan jest na górze, przewraca swoje papiery.
W istocie, schodki prowadzące do archiwum skrzypiały pod ciężkiemi krokami Leonarda Astier.
— Czy to ty, Pawle?
Zmrok panujący w korytarzu i niepokój, którego sam doznawał, nie dozwoliły Pawłowi zauważyć niezwykłego stanu i zmienionego głosu ojca. Odpowiedział też jak zwykle:
— Jak się ma mistrz? Czy mamy niema?
— Nie, matka jest na obiedzie u pani Ancelin, która zabiera ją potem do teatru... Wieczorem pójdę po nią... — odpowiedział mistrz, — poczem ani ojciec, ani syn, nie mieli sobie nic więcej do powiedzenia! dwaj ludzie obcy sobie i należący do nieprzyjaznych obozów.
Dzisiejszego dnia jednak, Paweł, ze względu na swą niecierpliwość, miał ochotę zapytać ojca, czy