w lustrze części widowni, krzeseł i lóż, z szeregami twarzy i kapeluszy, przykrytych jakby niebieskawą gazą, przez którą wszystko wyglądało bezbarwnie, jak cienie lub przedmioty widziane w głębinie wodnej.
Podczas antraktu, składanie obowiązkowych komplementów.
— A suknię Reichembergowej, widziałeś pan, panie Pawle? ten przód z różowych dżetów? ten puff z wstążek? widziałeś pan? Nie! doprawdy, tylko tutaj umieją się ubierać...
Weszło parę osób: matka mogła rozmówić się z synem. Pociągnęła go na kanapkę i tam wśród płaszczów i okrywek, rozmawiali po cichu:
— Niech mama odpowie prędko i jasno, — rozpoczął Paweł, — czy Samy się żeni?
— Tak. Księżna Padovani wie o tem od wczoraj... Pomimo to przyszła do teatru... Te korsykanki są szalenie dumne.
— Z kimże się żeni? Teraz chyba może już mama powiedzieć....
— Z Kolettą! Musiałeś się chyba domyślać...
— Nic, a nic... Wiele mama za to weźmie?
— Dwa kroć sto tysięcy... odrzekła, tryumfującym szeptem.
— Dwadzieścia milionów kosztują mię intrygi mamy... Dwadzieścia milionów, nie rachując Koletty.... i ścisnąwszy ze złością jej rękę, dodał: — udało się mamie!
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |