Strona:PL A Daudet Nieśmiertelny.djvu/168

Ta strona została przepisana.

— Niech mama da mi pokój, do kroćset! nie wtrąca się do niczego!.. Stanowczo nie ma mama szczęścia...
Wyszedł z loży wraz z innymi gośćmi, którzy śpieszyli przed końcem antraktu; pani Astier usiadła obok pani Ancelin, będącej ciągle pod wrażeniem zachwytu.
— Ach! ten Coquelin! co za dowcip! posłuchaj tylko, moja droga!... Ale „moja droga“ była bardzo roztargnioną, z uśmiechem wygwizdanej baletnicy, siedziała przygnębiona; pod pozorem olśniewającego blasku, odwróciła się od sceny, aby módz upatrywać syna swego na parterze. Prawdopodobnie Paweł zechce wywołać jakieś zajście z księciem, — myślała, a wszystko to przez jej niezręczność...
— Ach! ten Delaunay! — widzi pani... widzi pani!
Nie, nie widziała nic innego prócz loży księżnej Padovani, do której wszedł ktoś, przypominający jej Pawła, młodzieńczą i zgrabną postawą. Nie był to jednak Paweł, lecz młody hrabia Adriani, który wiedząc już, narówni z całym Paryżem o zerwaniu, starał się zająć opróżnione miejsce.
Aż do końca przedstawienia, biedną matkę dręczył ciągły niepokój; w umyśle jej powstawało tysiące zamiarów, łącząc się z przypomnieniem spełnionych już rzeczy, lub zaszłych wypadków, które powinny były ostrzedz ją i pozwolić odga-