Strona:PL A Daudet Nieśmiertelny.djvu/172

Ta strona została przepisana.

rozdrażniać jeszcze więcej małżonki, mistrz Leonard kurczył się w swym kącie i ucinał drzemkę. Dzisiejszego jednakże wieczoru, mistrz, wbrew zwyczajowi, rozparł się w powozie, nie zważając na słowa żony:
— Uważaj na moją suknię, — powiedziane gniewnym tonem kobiety, której mną świeżą toaletę.
Dużo go obchodziła jej suknia!
— Okradli mię, proszę pani! — rzekł tak gwałtownie, że aż szyby zadrżały.
Otóż jest!... pewno autografy!...
Zapomniała o nich, dręczona w tej chwili niepokojem o syna, to też zdziwienie jej nie było udanem.
Tak, okradziono go! Listy Karola V, trzy najpiękniejsze egzemplarze... Ale już głos jego nie był tak zaczepnym jak przed chwilą, w obec zadziwienia Adelajdy, zawahał się. Pani Astier natychmiast oprzytomniała:
— Czy posądzasz kogo? — zapytała.
Korentyna wydawała się jej uczciwą dziewczyną... Chybaby Teyssedre, ale niepodobna przypuścić, ażeby taki bałwan...
— Teyssedre! tak! — stary aż krzyknął, tak mu się ta myśl wydała prawdopodobną. Przy pomocy swej nienawiści do frotera, tłómaczył sobie doskonale w jaki sposób kradzież spełnioną została: mógł wspomnieć kiedykolwiek przy stole o wartości tych rękopismów, a Korentyna, może nawet bez żadnej złej myśli, powtórzyła to Teysse-