Strona:PL A Daudet Nieśmiertelny.djvu/174

Ta strona została przepisana.

przemówić. Nareszcie wydał ryk, który rozległ się po całej ulicy.
— Okradziony! jestem okradziony!... moja własna żona okradła mię dla swego syna!... i w szale gniewu mieszał chłopskie przekleństwa: — a! chorobo! a bestyo! — z wykrzyknikami klasycznego repertuaru: — Sprawiedliwości, wielkie nieba! jestem zgubiony! — wyjętemi ze sceny, w której Harpagon rozpacza nad utraconą szkatułką, lub z innych utworów, które tyle razy swym uczniom odczytywał.
Na rozległym placu oświeconym światłem elektrycznem i mnóstwem latarni od przejeżdżających omnibusów i powozów, widno było jak w dzień.
— Ależ cicho już bądź! — rzekła nareszcie pani Astier, — przecież wszyscy cię znają!...
— Tak jest! wszyscy! tylko nie pani!
Myślała już, że będzie ją bić i nawet nie byłaby się o to gniewała, ze względu na rozstrojone swe nerwy. Uspokoił się jednak raptem, z obawy skandalu, przysiągłszy ostatecznie, na pamięć nieboszczki swej matki, że wróciwszy do domu, spakuje się natychmiast i ucieknie poprostu do Sauvagnat, a pani niech sobie, wraz z tym gałganem i utracyuszem, używa owoców swej grabieży.
I jeszcze raz jeden, duży, stary kufer, okuty żelazem, przeniesionym został z przedpokoju do gabinetu. Na dnie leżało parę polan drzewa, po-