Ta strona została skorygowana.
zostałych jeszcze od zimy; ale „Nieśmiertelny“ nie zważał na to i przez całą godzinę słychać było jak ciskał polanami, trzaskał drzwiami szaf, które przetrząsał, pakując w trociny i kawałki zeschłej kory, ubranie i obuwie, nawet zawinięty w serwetę zielony mundur i kamizelkę od uroczystych posiedzeń. To zajęcie ulżyło mu trochę i złagodziło gniew, który w miarę napełniania kufra, zmniejszał się i zamienił wreszcie w niewyraźne mruczenie, na które pani Astier, siedząc w fotelu, w nocnym negliżu i w czepeczku koronkowym na głowie, odpowiadała, ziewając:
— Ale daj już pokój, Leonardzie!...