Zresztą na pozór, nic ważnego nie zaszło: sprzeczka w klubie u gry, do której książę, po raz ostatni przed wyjazdem z Paryża, zasiadł. Rzecz ta nie dawała się ułożyć głównie dla tego, że nie wypadało się cofać wobec takiego zucha jak Paweł, który był uważany za jednego z najlepszych fechmistrzów i którego postrzelane kartony, wywieszane były w oknie strzelnicy przy ulicy d’Antin.
Gdy powóz, spotkany ciekawemi lecz dyskretnemi spojrzeniami kelnerów, zatrzymał się przed wystawą restauracyi, ujrzano wychodzącego z małej uliczki nizkiego wzrostu w białym krawacie i kamaszach, w cylindrze, — grubasa, który z przesadzoną gracyą, z daleka, dawał znaki swoim parasolem.
— Otóż i Gomés — rzekł Paweł.
Doktór Gomés, dawny asystent w paryzkich szpitalach, zrujnowany przez karty i podejrzane miłostki, przyjaciel kokotek, które go wujaszkiem nazywały, kawał łotra nieszkodliwego, był zawsze gotów do usług tego rodzaju i był nawet po części specyalistą w tym zawodzie. Cena była stale oznaczoną: dwa luidory i śniadanie.
Obecnie gościł u jednej ze swych znajomych w Ville d’Avray, zkąd przybywał w tej chwili zziajany i zmęczony, trzymając w ręku torbę zawierającą instrumenta, apteczkę, bandaże i inne środki opatrunkowe.
Strona:PL A Daudet Nieśmiertelny.djvu/177
Ta strona została skorygowana.