Strona:PL A Daudet Nieśmiertelny.djvu/178

Ta strona została przepisana.

— Rana, czy skaleczenie? — zapytał, — siada jąć w powozie naprzeciwko Pawła.
— Zaledwo draśnięcie, doktorze!.... Szpady z Akademii... Instytut walczy z Akademią nauk politycznych.
Gomés uśmiechnął się, kładąc torbę na spodzie powozu.
— Nie wiedziałem o tem... zaopatrzyłem się jak na wojnę...
— Nic nie szkodzi! wydobądź pan wszystko... to zrobi wrażenie na przeciwniku... — rzekł spokojnie jak zwykle Védrine.
Doktór mrugnął okiem, zmieszany trochę obecnością sekundantów, których nawet z widzenia nie znał, a których Paweł, traktujący go jak lokaja, nie przedstawił mu.
W chwili, w której powóz ruszał z miejsca, z otworzonego okna gabinetu na pierwszem piętrze, wychyliła się ciekawie jakaś para: wysoka, szczupła dziewczyna, o blado niebieskich oczach, w gorsecie, z gołemi rękoma, w zarzuconej na sobie serwecie, nie zakrywającej piersi i ramion. Obok niej, brodaty karzeł, którego wypomadowana głowa zaledwo dosięgała poręczy okna, a niezwykle długa ręka jak ramię polipa; obejmowała kibić pochylonej obok niego Maryi Donval, pierwszej naiwnej, sceny Gymnase.
Doktór poznał ją i wymówił jej nazwisko.
— Z kim ona być może?