Strona:PL A Daudet Nieśmiertelny.djvu/191

Ta strona została przepisana.

— Tak, w istocie, przelękliśmy się o ciebie, — dodał, ocierając czoło de Freydet, któremu teraz kamień spadł z serca. Przed chwilą, widząc Pawła nurzającego się we krwi, zdawało mu się, że to zamiary jego i nadzieje tam leżą. Stary Astier nie zechciałby nigdy głosować za człowiekiem wplątanym w podobną historyę, Wice-hrabia był dobrym człowiekiem, ale myśl o kandydaturze była dla niego tem, czem są bieguny dla igły namagnesowanej, można go było kręcić i obracać w różne strony, on zwracał się zawsze ku akademickiemu biegunowi.
Paweł uśmiechał się do przyjaciół, gniewało go jednak trochę, że on, silny i mądry, leży oto bezsilny i chory.
Freydet zachwycony był postępowaniem pełnem elegancyi sekundantów, z którymi dopiero co porozamiano się w kwestyi spisania protokółu, uprzejmością doktora Aubouis, który ofiarował swoje usługi koledze i grzecznością księcia, który odjechał wynajętym powozem, pozostawiwszy Pawłowi swoją wygodną karetę, zaprzężoną w jednego konia i która mogła podjechać aż pod same drzwi mieszkania.
Tak! wszyscy byli nadzwyczaj uprzejmi!
— Ależ nudzisz z tą swoją grzecznością, — rzekł Védrine, dostrzegłszy na twarzy Pawła grymas niechęci, której ten nie mógł ukryć.
— Rzeczywiście, dziwna rzecz!... — szepnął młody człowiek, słabym głosem i z myślą, czem