Strona:PL A Daudet Nieśmiertelny.djvu/199

Ta strona została przepisana.

nie i nawet Teyssédre’owì, który podawnemu znowu co środa rano przychodził froterować, ale na samą myśl o klatce pod sufitem, do której zamykano go raz na tydzień, profesor zgrzytał zębami i stawał się dawnym „krokodylusem“.
Niktby nie uwierzył, йе Teyssédre’a nie wzruszał bynajmniej zaszczyt froterowania w Instytucie, w pałacu Mazarini i podawnemu, ze spokojną dumą i pewnością siebie, obywatela miasta Riom, wobec zwykłego mieszkańca Sauvagnat potrącał stół i przewracał w papierach lub raportach dożywotniego sekretarza. Chociaż profesor nie przyznawał się do tego, ciążyła mu jednak ta pogarda i parę razy próbował wytłomaczyć temu bydlęciu, w jak sławnych pokojach froterują jego szczotki.
— Teyssédre — rzekł doń pewnego razu — ten pokój, to dawny salon wielkiego Villemaina... Polecam go twojej opiece.
Ale natychmiast stchórzył i dla ułagodzenia dumnego auwerńczyka rozkazywał Korentynie:
— Daj kieliszek wina temu poczciwcowi...
Korentyna, zdumiona, przynosiła wino, które Teyssédre, oparty na kiju, z błyszczącemi z radości oczyma, duszkiem wypijał, poczem obcierał usta rękami i stawiając pusty kieliszek, na którym łakome jego wargi pozostawiły ślad, rzekł:
— Widzi pan, panie Astier, niema nic lepszego od kieliszka wina...