Strona:PL A Daudet Nieśmiertelny.djvu/212

Ta strona została przepisana.

na Huchenard lub innych zbieraczów. Czasami, na myśl o dniu, w którym mogło zabraknąć pieniędzy, ogarniała go czarna rozpacz i zapytywał wtedy karła, którego twarz zarozumiała i bez wyrazu drażniła go zawsze:
— Powiadasz pan, że ona jeszcze potrzebuje pieniędzy, ta pańska szlachcianka? Co ona za życie prowadzi?... W ciągu dwóch lat wzięła więcej jak sto sześćdziesiąt tysięcy franków...
W takich chwilach życzył starej pannie śmierci, pragnął, żeby introligator przepadł, żeby wojna, komuna, lub jakibądź kataklizm społeczny zniszczył zbiory rodziny Mesnil-Case oraz zawziętych wyzyskiwaczów, którzy go dręczyli.
Teraz właśnie zbliżała się chwila kataklizmu; — nie tego wprawdzie, którego mistrz pragnął, bo los rzadko miewa na podorędziu to właśnie, o co go prosimy — ale niemniej przecie straszny kataklizm, w którym mógł nagle stracić imię, majątek, sławę, wszystko co miał, wszystko czego się był pracą dorobił. To też księgarze oraz handlarze obrazów, których sklepy mijał codziennie, nie poznali go dzisiaj, gdy blady, wzruszony zdążał szybkim krokiem w stronę Izby obrachunkowej, nie zwracając uwagi na ukłony, których był zwykle tak żądnym. Szedł nie widząc nic i nikogo, myślał o chwili, w której schwyciwszy garbuska za gardło, ściśnie mu ten krawat, z piękną szpilką i wetknąwszy mu pod nos listy Karola V,