Strona:PL A Daudet Nieśmiertelny.djvu/216

Ta strona została przepisana.

Przestawszy być księżną, wielką damą, zdjąwszy maskę, zwyczajnej kobiecie podobna, oddała się rozpaczy, mniejszej może niż gniew; bo najgłośniej krzyczała w niej duma, a łzy spadające z rzęs nie spływały, lecz ognistym strumieniem wytryskiwały z jej oczów.
Zemsty, krwawej zemsty chciała koniecznie, myślała z zadowoleniem, że jeden z jej gajowych, Bertoli lub Salviato, mógłby niewdzięcznikowi wpakować kulę w łeb, w sam dzień ślubu!
Ale nie! zabije go własnoręcznie, chce zaznać rozkoszy wendety. Zazdrościła kobietom z ludu, które w bramie czatują na niewdzięcznego kochanka i oblewają go kwasem siarczanym, miotając na niego jednocześnie najobelżywsze wyrazy...
O czemuż w pamięci swej nie znajdowała wyrażeń, zdolnych napiętnować zdradziecki i podły postępek kochanka, który ciągle stał jej w myśli, tak jak widziała go ostatnim razem: z fałszywym i wymuszonym uśmiechem i wahającem się spojrzeniem. Nawet w rodowitem swem korsykańskiem narzeczu, wielka pani nie znała odpowiednich „wymyślań“ i powtórzywszy kilkanaście razy: — podły! podły! kanalia! — milkła, w bezsilnej złości, gryząc do krwi swe piękne usta. Wieczorem, gdy w olbrzymiej sali, obitej starą skórą, ozłoconą promieniami zachodzącego słońca, zjadła samotnie wieczerzę, rozpoczynała znowu szaloną swoją przechadzkę. Przechadzała się po galeryi, wystającej