Strona:PL A Daudet Nieśmiertelny.djvu/235

Ta strona została przepisana.

Laniboire miał przemowę do młodych rolników, wyglądających, jak galernicy, i przekonywał ich, że życie jest bardzo przyjemne. Na zakończenie zwiedzono jeszcze odlewnie żelazne w Onzain, godzina cała spędzona na skwarze słonecznym, wśród wyziewów węglanych i dymu, który kłębami wychodził z trzech olbrzymich jak wieże; z cegły zbudowanych pieców; potykano się ciągle o szyny, usuwając z drogi przed małemi wagonami naładowanemi na pół roztopionem żelazem, z którego żar zdawał się kapać, jak woda z topniejącego na słońcu kawałka lodu.
Tymczasem księżna rozdrażniona, nie czuła zmęczenia, nic nie widziała i nie słyszała, idąc pod rękę ze starym Brétigny, zdawała się dyskutować z nim zawzięcie i równie małą zwracała uwagę na odlewnię i wysokie piece, jak przedtem na poetę Ronsarda lub przytułek dla sierot po rolnikach. O tem właśnie pisał Paweł w swym liście, starając się dla zmniejszenia żalu matki, jak najbardziej uwydatnić straszne nudy, jakich doznawał w tym roku w Mousseaux, gdy naraz usłyszał lekkie stuknięcie do drzwi.
Przyszedł mu na myśl młody krytyk, Brétigny syn, nawet Laniboire, który od niejakiego czasu zdawał się być podrażnionym i wieczory często spędzał w jego pokoju, ten bowiem był najobszerniejszym i łączył się przytem z elegancko urządzonym „fumoirem“. Otworzywszy drzwi, ze