Strona:PL A Daudet Nieśmiertelny.djvu/240

Ta strona została przepisana.

nizkiego łóżka, obitego staroświeckiemi makatami i zawracała nazad, aż do stołu, przy którym siedział Paweł; łamała sobie głowę, odgadując, co mogło być powodem ich zerwania, zadawała głośno pytanie:
— Dlaczego? dlaczego? Czyżby dwuznaczność ich położenia była tego powodem? Ależ wiedział dobrze, że się to niezadługo skończy, że pobiorą się za rok najdalej... Może majątek milionowy tej dzierlatki? Przecież i ona ma majątek a przytem wpływy, stosunki, których nie posiada ta Sauvadon. Cóż więc zatem? Młodość... — roześmiała się ze złością... — ha! ha! ha! na wiele mu się przyda jej młodość! nie będzie w stanie z niej korzystać...
— Domyślałem się tego... — wtrącił Paweł, przybliżając się. A zatem to jest bolesną raną!... Drażniła ją, jakby umyślnie, ażeby więcej cierpieć
— Młoda! młoda!... no i cóż wielkiego!... a najprzód czyż to po latach poznaje się wiek kobiety!... Pan poseł może doznać rozczarowania... — i nagłym ruchem, obydwiema rękami, odchyliła koronki szlafroczka, ukazując okrągłą bez żadnej zmarszczki szyję i wspaniały, silny kark — to! to jedno tylko jest dowodem młodości kobiety!
Teraz już szybko poszło! Niecierpliwemi rękami, jakby kończąc ruch uczyniony poprzednio, rwała szlafroczek, haftki, rozrzucając wszystko po pokoju: nagle uczuła się schwyconą w objęcia, uniesioną i doznała takiego uczucia,