Strona:PL A Daudet Nieśmiertelny.djvu/241

Ta strona została przepisana.

jak gdyby ogarnął ją płomień, jakaś siła potężna, nieprzeparta, o której dotychczas nie miała pojęcia: czuła, że ją ktoś obejmuje, pieści, że należy do kogoś...
Czy spodziewała się tego, wchodząc tutaj? Czy po to tu przyszła, jak to on prawdopodobnie przypuszczał. Nie! Był to wybuch obrażonej dumy, szał wściekłości, obrzydzenie i zniechęcenie. Wszystkie uczucia miotały opuszczoną kobietą, jak rozbitą łodzią, ale nigdy nie było w niej nic podłego a ułożonego naprzód.
Teraz już wstała, odzyskała panowanie nad sobą, nie będąc jednak jeszcze pewną, czy rzeczywiście się tak stało.. Ona!... z tym młodym człowiekiem... i tak prędko... byłaby płakała ze wstydu...
Paweł szepnął:
— Pani wiesz, że cię kocham... że zawsze cię kochałem... przypomnij sobie!...
I znowu uczuła przebiegające po jej rękach i udzielające się całemu ciału, coś jakby piekące płomyki, które ją tak wstrząsały...
Ale gdzieś w oddali odzywają się dzwony, niewyraźne odgłosy dochodzą z pobliskich pól... wyrywa się i ucieka zmieszana, zapominając zabrać ze sobą papierów, które miały jej służyć, jako na rzędzie zemsty.
Mścić się? Na kim i po co? Nie czuła już teraz nienawiści.... Kochała... Dla tej światowej damy, miłość, nieudana miłość, była rzeczą tak nową