wysepki, malował Védrine, mając koło siebie żonę i dzieci. Przybliżono się szybko, łódź koło łodzi, dla wiekuistnych bowiem nudów tych światowców, wszystko było rozrywką; księżna słodkim uśmiechem powitała panią Védrine, którą czas jakiś przyjmowała u siebie, w Mousseaux; pozostałe panie, z ciekawością przyglądały się tej rodzinie artystów, dzieciom, które zdawały się być utworzonemi ze światła i z miłości, a którym tak dobrze było tutaj, w cieniu zielonych drzew, na czystych i spokojnych falach, które odbijały obraz ich szczęścia.
Przywitawszy się z wszystkimi, Védrine, nie wypuszczając z rąk palety, opowiadał Pawłowi szczegóły z życia w Clos-Jallanges, którego nizki i biały dom z włoskim dachem widać było niedalego wybrzeża.
— Wyobraź sobie, mój drogi, wszyscy powaryowali w tym domu: spadek po Loisillonie przewrócił im w głowach. Dzień cały zajmują się obrachowywaniem głosów, ale to wszyscy: twoja matka, Picheral, nawet ta biedna kaleka, siedząca w swym fotelu na kółkach. Ona także zaraziła się gorączką akademicką. Mówi już o przeniesieniu się do Paryża, wydawaniu wieczorów i balów, wszystko to w celu przeprowadzenia kandydatury brata — to też, aby uciec od tych waryatów, cały dzień pracował na dworze, otoczony swoją rodziną.
Strona:PL A Daudet Nieśmiertelny.djvu/244
Ta strona została skorygowana.