Strona:PL A Daudet Nieśmiertelny.djvu/246

Ta strona została przepisana.

płynąc, z powodu małej szerokości kanału, jedna za drugą; Védrine przypatrywał się im, zajęty piękną grą kolorów pod zachmurzonem niebem, na tle którego rysowały się wyraźnie sylwetki przewoźników, odpychających się długiemi wiosłami.
— Patrz, mateczko! — rzekł zwracając się do żony, która klęcząc w łodzi, zajętą była układaniem dziecinnych rzeczy, zbieraniem palet i pędzli — patrz! Przypominasz sobie, jak często mówię o którym z towarzyszów, że jesteśmy obaj z jednej łodzi... oto właśnie plastyczne i prawdziwę wytłomaczenie mego porównania. Te łodzie płynące sznurem jedne za drugą i umykające przed wiatrem i zapadającym zmrokiem — to są pokolenia naszych artystów... Darmo chcemy za obcych uważać ludzi siedzących w tej samej łódce... znają się wszyscy, choć mimowoli prawie są przyjaciółmi i wszyscy mimowiedzy tą samą drogą idziemy. Ale jakże nam zawadzają ci, którzy przodem płyną, jak ich posuwanie się naprzód wydaje się nam powolnem! Między ich łodzią a naszą niema nic wspólnego. Jesteśmy zbyt od siebie oddaleni, nie rozumiemy się już wcale. Zwracamy na nich od czasu do czasu uwagę po to tylko, aby im krzyknąć: „Dalej! jedźcież prędzej!“ tymczasem na tych, którzy za nami płyną, którzy z zapałem młodości, napierają na nas, następują i chcieliby przejść naprzód, chociażby tratując ciała nasze, na tych krzyczymy z gniewem: „Co