Strona:PL A Daudet Nieśmiertelny.djvu/251

Ta strona została przepisana.

z panem Pawłem, który był tak dobrze wychowanym. niż pisać pod dyktandem starego Laniboire, pochwały oddawane starym, wiernym sługom lub poświęcającym się siostrom miłosierdzia.
Ale ojciec ją naglił:
— Idź, idź, moja córko! Mistrz cię potrzebuje!
Posłuchała i udała się za filozofem.
Stary Moser poszedł, jak zwykle, odbyć poobiednią drzemkę. Co się wtedy stało? Co za dramat odbył się w pokoju Laniboira, który miał wprawdzie nos Pascala, lecz nie posiadał jego wstrzemięźliwości... dość, że Paweł Astier, który dla uspokojenia swych zachcianek, odbył duży spacer po lesie, spostrzegł, wracając, przed gankiem, w głównym dziedzińcu, zaprzężony w dwa rosłe konie powóz i pannę Moser, która już w nim siedziała, otoczona walizami i torbami.
Na ganku, stary Moser, pomięszany, szukał po kieszeniach, rozdając napiwki paru lokajom, patrzącym z szyderczem i uśmiechami.
Paweł przybliżył się do powozu:
— Jakto? już nas pani opuszcza?
Podała mu chłodną i spoconą rękę, na którą zapomniała nawet nałożyć rękawiczki i nie odpowiadając na jego pytania, nie odejmując od oczów chusteczki, którą łzy pod woalką obcierała, ze łkaniem, skinieniem głowy pożegnała go. Nie więcej objaśnił go stary Moser, który zły i zmartwiony, jedną nogę trzymając na stopniach, mruczał pod nosem: