Strona:PL A Daudet Nieśmiertelny.djvu/252

Ta strona została przepisana.

— To ona! to ona chce wyjeżdżać.. Powiada, że jej uchybiono... ale nie mogę temu uwierzyć... — akademicka zmarszczka, głęboka jak szrama, wystąpiła mu na czole i z ciężkiem westchnieniem dodał: — bardzo to przykry cios dla moich wyborów.
Przy obiedzie. Laniboire który całe popołudnie siedział w swoim pokoju, rzekł, siadając na przeciwko Pawła:
— Czy wiesz pan, dlaczego przyjaciele nasi, Moserowie, odjechali nas tak niespodzianie?
— Nic nie wiem, drogi mistrzu, a pan nie wiesz?
— Dziwna rzecz! dziwna rzecz! — powtarzał filozof.
Wobec służby, uwiadomionej o całem tem zajściu, udawał spokój zupełny, ale widocznem było zmieszanie i niepokój starego rozpustnika, który po uśmierzeniu gorączki, myślał teraz o następstwach, jakie mieć może jego postępek. Powoli uspokoił się i jedząc, pogodził się ze swym losem; w końcu przyznał się swemu młodemu przyjacielowi, że może trochę za daleko posunął się wobec tego kochanego dziecka:
— Ale bo też jej ojciec mi ją narzuca... po prostu oddaje mi ją... Można pisywać sprawozdania o cnocie, ale trudno do kroćset!... — i ręką, w której trzymał kieliszek likieru, uczynił zwycięzki gest.
Paweł zatrzymał go jednem słowem: