Strona:PL A Daudet Nieśmiertelny.djvu/274

Ta strona została przepisana.

— Wiem.... wiem... robię wszystko co potrzeba...
I naraz, sprawozdanie to, o którem przypuszczali, że im samym tylko jest znane, wydrukowanem zostaje dziś rano w jednym z najpoczytniejszych w Paryżu dzienników i to z dodatkiem komentarzy ubliżających tak dożywotniemu sekretarzowi jak i całemu gronu nieśmiertelnych.
W skutek tego gniew, wściekłość, piorunowanie na bezczelność dziennikarza i głupotę Astier-Réhu, przyczynę tych napaści, od których Akademia odwykła od czasu, jak przez ostrożność otwiera swe podwoje dziennikarzom.
Gwałtowny Laniboire, wyćwiczony w rozmaitych rodzajach sportu, chciał iść poobcinać uszy temu panu i zaledwo dwóch lub trzech kolegów, zdałało go powstrzymać:
— Uspokój się Laniboire!... szpada u boku, ale nigdy w ręku... przecie słowa te wyszły z twoich własnych ust, chociaż cały Instytut przyjął je za swoje.
— Wiadomo panom, że Pliniusz starszy, w księdze XIII swej historyi naturalnej... — krzyczał Glazan, który zasapany, biegał swym ciężkim krokiem — otóż, Pliniusz, cytuje fakt sfałszowania dokumentów: między innemi fałszywy list króla Priama, pisany na papyrusie...
— Pan Glazan się nie podpisał... — wolał cienkim falcetem Picheral.