— Ten przynajmniej w samą porę umarł! — ponuro zadeklamował Laniboire, ale wrażenie, które chciał wywołać swoim dowcipem, było stracone...
Woźny wołał:
— Panowie na miejsca, panowie!
Prezydujący, mając po prawej stronie kanclerza Desminières a po lewej Astier-Réhu, potrząsał swym dzwonkiem. Wśród odgłosu ożywionych szeptów i plusku deszczu, bijącego o szyby, sekretarz dożywotni, odzyskawszy zwykły spokój, czytał raport komisyi pogrzebowej...
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
— Cóż panowie, tak późno dzisiaj skończyli? — mruknęła, otwierając swemu panu drzwi Korentyna, której Instytut bynajmniej nie imponował.
— Pan Paweł wraz z panią czeka w gabinecie.. niech pan przejdzie przez archiwum... w salonie pełno gości.
Smutnie wyglądały archiwa, w których jak gdyby po kradzieży lub pogorzeli, same półki tylko pozostały. Zazwyczaj mistrz unikał wchodzenia do tego pokoju, ale dzisiaj z dumą przeszedł tamtędy, czując się silny powziętem postanowieniem, o którem oznajmił na posiedzeniu. Po daniu takiego dowodu silnej woli i odwagi, przyjemnie mu było myśleć, że syn na niego czeka. Nie widział go od czasu pojedynku, od czasu, kiedy doznał tak silnego wzruszenia, na widok dużego chłopaka, leżącego na