Strona:PL A Daudet Nieśmiertelny.djvu/29

Ta strona została przepisana.

— Ktoś dzwoni — rzekł nagle Leonard, wstając od stołu i składając serwetę — to pewno do mnie.
— To do pani. Dzisiaj od rana się już zchodzą — rzekła Korentyna, podając bilet wizytowy, brudnemi tylko co otartemi o fartuch palcami.
Pani Astier spojrzała na bilet.
— Wicehrabia de Freydet — rzekła zadowolona, dodając głośno: — To wicehrabia jest w Paryżu?
— Tak, w interesie swojej książki...
— O! mój Boże! a ja nie zdążyłam nawet jej przeczytać. O czem on pisze w swojej książce?
Kończyła pośpiesznie śniadanie, końce swych białych palców umyła w szklance, słuchając uwag, które czynił jej mąż o nowym utworze pana de Freydet. Był to poemat filozoficzny pod tytułem: „Bóg w naturze“. Autor ubiegał się o nagrodę imienia Boisseau.
— Dostanie tę nagrodę, nieprawdaż?
Powinien ją otrzymać... On i jego siostra są tak uprzejmi... dla tej biednej paralityczki jest zawsze pełen dobroci...
Astier uczynił ręką ruch nieokreślony. Nie mógł za nic odpowiadać, ale z pewnością będzie popierał de Freydeta, który zresztą robi widoczne postępy.
— Gdyby pytał się o moje zdanie, powiedz mu tak: Jak na mój gust, jest tam jeszcze trochę za wiele, ale zawsze mniej, niż w innych jego utwo-